niedziela, 9 czerwca 2013

11. "Remember I love you so much..."



Hej <3 Postaram si ę dla was pisać rozdziały i dodawać je co tydzień :) I ktoś mnie poprosił, abym dodawała je trochę dłuższe, więc są i mam nadzieję, że taką długością się zadowolicie :)
----------------------------------------------

J: Czekajcie, skoczę się tylko przebrać i pójdziemy na spacer.
Gdy wyszliśmy byłam ubrana w to, Dominika w to, a Mirela w to. Wyszliśmy na zewnątrz i poszliśmy w stronę „Home of JLS” :P Ale auta należącego do Asta nie było.
J: Pójdę sprawdzić czy jest w domu. Możliwe i też Matt mógł zabrać jego auto.
Kiwnęli głową na zgodę, abym poszła. Podeszłam do drzwi i zapukałam jeden raz, nic. Drugi, to samo, trzeci też. Zadzwoniłam dzwonkiem, też nic nie pomogło.
J: Cholera jasna. – Zaklęłam w duchu.
Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją w dół, Otwarte drzwi! Odwróciłam się i spojrzałam na nich pytająco, sami stali jak wryci. Bez zastanowienia weszłam do środka. W wejściu przy wysokim natężeniu słuchu można było usłyszeć dochodzące z salonu dźwięki telewizora.
J: Aston?! – Cisza, zero odpowiedzi. - Marvin?!...JB?!...Oritsé?!
Weszłam dalej do salonu. Gdy stanęłam w progu, otworzyłam szerzej oczy. Wszędzie porozwalany popcorn, pudełka po pizzy i butelki po napojach.
Podeszłam bliżej do sofy, na której leżał królewicz Reesh. Pomachałam mu ręką przed nosem, spał. Zaczęłam go lekko szturchać. To też na nic się nie zdało. W końcu trzeba było przejść do sprawdzonej metody.
J: Oritsé, ty cholerny, stary koniu! Wstawaj, bo zaraz doznasz zbliżenia fizycznego z moją otwartą dłonią!! – Krzyknęłam swym donośnym głosem. Na pewno było mnie słychać na dworze, bo po chwili obok mnie stanęłam reszta. A śpioch zerwał się z miejsca, no może nie zerwał tylko bardziej spadł.
Ori: Boże, co się drzesz?! Już wstałem przecież!
J: Bardzo się cieszę. Mam do ciebie dwa pytania. Po pierwsze, co tu się do cholery stało i po drugie, gdzie są chłopaki?
Ori: Już ci odpowiadam. Po pierwsze wczoraj mieliśmy wieczór filmowy. Po drugie, Marv u Rochelle, a JB u Josha i jeszcze Ast pojechał gdzieś z Mattem.
Matt to starszy brat Aston, miły koleś, ale ciutke dziwny. Niekiedy, strasznieeeeee mnie denerwuje, ale to brat mojego chłopaka, więc trzeba zdzierżyć.
J: Ale gdzie pojechał?
Ori: Nie wiem, czy ja mam napisane „wróżka” na czole? Chyba do Peterborough, tak mi się zdaje, ale jutro powinien być już w domu i pojawić się w szkole. Nie martw się, akurat Mattem nic mu się nie stanie. Kto by się kuźwa Matta nie bał, taki spoko koleś póki go nie wkurzysz.
J: Dobra, dobra. Ty już możesz wrócić do swojej dalszej czynności, ale najpierw się zamknij, bo cię ktoś okradnie.
Ruszyliśmy zgrają do wyjścia, a Ori za nami. Po tym jak wyszliśmy rzucił krótkie „Pa” i zrobił tak jak kazałam. Stanęliśmy na chodniku, jak te debile na środku.
J: Przepraszam was bardzo, ale muszę wracać do domu.
Reszta: Ok.
Odwróciłam się w stronę mojego domu i zaczęłam iść.
D: Poczekaj! – Usłyszałam za sobą.
Zajrzałam przez ramię i się zatrzymałam. Dominika przyśpieszyła kroku do lekkiego truchtu, choć nie odeszłam zbyt daleko. Gdy była już mniej więcej 2 metry przede mną, zwolniła. Rozłożyła ręce i mnie mocno przytuliła. Odwzajemniłam uścisk. Strasznie się bałam o Aston, że nie potrafiłam utrzymać tych wszystkich emocji i puściłam im wodzę. Rozpłakałam się prosto w jej ramię.
*Polski*
D: Spokojnie kochana, spokojnie. – Gładziła mnie po plecach. – Nie martw się o niego. Mu się nic nie stanie, gdy jest z Mattem. Słyszałaś Reesh. Jestem pewna, że z nim jest wszystko ok., załatwia swoje sprawy i się nie potrafi skupić, bo cię nie ma obok siebie. Czuję to, bo nie raz mi mówił, że chce dla ciebie jak najlepiej, żebyś była bezpieczna i szczęśliwa. Za bardzo cię kocha żebyś się martwiła o niego samego. A teraz…- Odsunęła mnie od siebie. - …głowa do góry, wyprostuj się, cycki do przodu i nie płacz już. Ast nie chciałby cię widzieć w tym stanie, zwłaszcza ciebie. – Trąciła mnie zaczepnie palcem w ramię.
J: Dzięki baby. – Uśmiechnęłam się.
D: Za co?
J: Za wszystko.
D: Hej jesteś moją Best Friend Forever. Always, Forever & Together. – Wyciągnęła w moja stronę dłoń z wyciągniętym małym palcem.
J: Always, Forever & Together. – Powtórzyłam słowa i gest.
Nasze małe palce zacieśniły się w uścisku, co oznaczało u nasz przyjaźń na zawsze, nie ważne w jak trudnych chwilach.
D: Dobra, ja lecę. Pa kochanie. Trzymaj się i nie płacz.
J: No, nie ma sprawy. Pa – Pomachałam jeszcze do reszty stojącej za nią. Poszliśmy w swoje strony. Przeszłam jeszcze kilkanaście metrów i byłam u mojego celu. Otworzyłam i po sekundzie znowu zamknęłam drzwi, ale tym razem od środka. Wbiegłam na górę i od razu wpadłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami z wielkim impetem. Wyciągnęłam telefon i rzuciłam go na łóżko. Z komody wyciągnęłam jakieś ubrania, w których mogę na spokojnie paradować w domu oraz jeszcze bieliznę. Zabrałam z powrotem urządzenie i zgarnęłam z szafki nocnej jeszcze głośnik. Przeszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Głośniki położyłam na miejscu pomiędzy umywalkami i włożyłam Iphona. Puściłam wodę do wanny i włączyłam urządzenie, jako pierwsze dźwięki zabrzmiała piosenka Ed Sheeran – Give Me Love. Zrzuciłam z siebie ciuchy i wskoczyłam do ciepłej wody. Playlista, którą sobie ustawiłam była trochę za krótka, gdy wychodziłam z wanny kończyła się piosenka Linki Park –Lost In The Echo. Powycierałam się do sucha i wciągnęłam na siebie bieliznę i ciuchy. Stanęłam przed lustrem i związałam swoje włosy w niechlujnego koka. Brudne rzeczy wrzuciłam do kosza na pranie, zabrałam wszystko i wyszłam. W pokoju odstawiłam moje graty na miejsce. Komórkę wsunęłam do kieszeni. Zeszłam na dół do kuchni. Postawiłam wodę w czajniku i wyciągnęłam kubek. Wrzuciłam do niego torebkę herbaty cynamonowej. Czekając, aż woda się zagotuje postanowiłam sprawdzić pocztę głosową na komórce.
Facet z pocz.: Masz jedną wiadomość głosową.
Rozpoznałam głos z wiadomości to był on…
J: Nie, to nie może być prawda. – Oczy zaszły mi łzami.
Wiadomość brzmiała tak:
Kocham Cię, słońce. Przepraszam nagłe wyjście. Remember I love you so much. * Pisk i huk zderzonych aut.*
J: Jezu, Ast miał wypadek. – Zakryłam usta ręką.
Łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Rozłączyłam się pocztą. Drżącymi rękami wyszukałam w kontaktach numer Dominiki.
*Polski.*
D: Halo?
J: Dominika? Jesteś już w domu?
D: Właśnie jestem naprzeciwko domu JLS, a co się stało?
J: Przyjdź do mnie, szybko. Coś złego stało się Astonowi. Miał wypadek. Sprawdzałam pocztę i…i…i – załkałam wprost do słuchawki.
D: Czekaj, za chwilę u ciebie będę. – Pośpiesznie się rozłączyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz