niedziela, 2 czerwca 2013

10. "To nie ja zawiniłam, tylko on."



J: Boże, zlituj się nad nią.
D: No, co? A jak inaczej?





Razem z Mirelą zrobiłyśmy Facepalm. Haha, ale ten widok min chłopaków był po prostu bezcenny. No tak żaden z nich po polsku nie mówi i nawet nie rozumie.
J: A co z Omidem się nie całujesz?
D: Ahaaaaaaaaaaaaa…lizaliście się, dobrze, że się nie połknęliście.
J: Ha ha bardzo śmieszne.
*Angielski*
Dg: Czy możecie po naszemu?
D: No przecież, że możemy.
J: Ale niekiedy nie chcemy
Om: Oj tam, oj tam.
J: Zabiłeś jednorożca.
Wszyscy: Co?
J: O Jezu…No, bo jak powiecie „Oj tam, oj tam” to zabijacie jednego jednorożca.
Om: Oyey ty wierzysz w te mity?
J: Nie, nie wierzę.
Om: To, dlaczego tak mówisz?
D: Jezu Omid, tak się w Polsce mówi. Ty to normalnie masakra. Z kim ja się związałam. – Wzniosła ręce do góry.
Om: Dobra, dobra, nie było tematu.
Dg: Tak, bo nie chcesz wyjść na debila, ale powiem ci coś w sekrecie…już za późno.
Omid tylko fuknął i udał obrażonego.
D: Ludzie czaicie, że jutro znowu do szkoły?
Było słychać tylko głośne westchnięcia. No tak mieliśmy kolejną niedzielę, ale tylko do środy, tylko do środy.
Mieliśmy otwarte drzwi, w których stanęła moja mama.
Reszta: Dzień Dobry!
Mama: Dzień Dobry dzieci. – Uśmiechnęła się promiennie. – Daria sprawa jest następująca. Kath pojechała do przyjaciółek, a Amy z Gregiem do wesołego miasteczka. – Greg to chłopak Amy, lubię go. To spoko ziomuś i ma taki fajny akcent. – Ja z ojcem jedziemy do rodziny, więc macie wolny dzisiejszy dzień.
Już dobrze wiedziałam, do jakiej rodzinki jadą, ale o tyle szczęścia, ze ja nie muszę jechać.
J: Mhmmmmm…szerokiej drogi. – Powiedziałam z grymasem.
*Polski*
Mama: Daria, nie uważasz, że już czas zapomnieć?
J: Mamo, a nie uważasz, że należą mi się przeprosiny z jego strony? To nie ja zawiniłam, tylko on.
Mama: Chcesz to mogę z nim porozmawiać.
J: Nie mamo, ty nic nie rób.
*Angielski*
Mama: No dobrze kochanie. To trzymaj się, pa dzieciaki.
Reszta: Do widzenia.
J: Mamo czekaj. – Krzyknęłam za nią.
Wstałam szybko i podbiegłam do rodzicielki. Przytuliłam się do niej jak małe, bezbronne dziecko.
J: Przepraszam.
Mama: Spokojnie, nic się nie stało, rozumiem. Pa kochanie. – Pocałowała mnie w czubek głowy.
J: Pa, idę jeszcze do taty.
Wyszłam na podwórko, na podjeździe stało auto, do którego tata pakował walizkę. Podeszłam do niego i się przytuliłam.
J: Na ile wyjeżdżacie?
Tata: Na trzy dni.
J: Będę tęsknić. – Ścisnęłam go jeszcze mocniej, a on zaczął gładzić mnie po plecach.
Tata: My też. – Stanęła obok niego mama, gdy już się do niego przestałam kleić.

*U Dominiki*
Daria wyszła z swoją mamą na zewnątrz, przepraszając nas, ale musi iść pożegnać się z ojcem.
A: Mówiła wam, o, co chodzi z tym kuzynem?
Wszyscy pokręcili głową. Nie przyznam się przecież, że mi mówiła. Z Daria mogę pogadać o wszystkim, o naszych problemach, znamy swoje sekrety i jak będzie chciała to powie im, nie będę się mieszać, to jej rodzinna sprawa.
Mi: Dominika, wszystko ok?
J: Tak, tak tylko się zamyśliłam. – Rzuciłam szybki uśmiech.
Omid objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Jakoś się między nami ostatnio nie układa, ale dalej go kocham tak samo. Po krótkiej konwersacji siedzieliśmy w ciszy. Ja wtulona w Omida, Mirela w Diggyego, a Ast sam :P



*U Aston*
Jestem strasznie ciekawy, co się stało, aż tak strasznego między nimi, że Daria nie chce o nim gadać. Martwię się, bo to nie mogła być zwykła sprzeczka kuzynowska, tylko coś większego, bo nie rozmawiają ze sobą 2 lata. Odczekam jeszcze kilka tygodni i muszę się jakoś dowiedzieć.

*U Darii*
Stałam w dalszym ciągu na podjeździe i wpatrywałam się w oddalający się coraz bardziej pojazd.
Wróciłam na górę do pokoju, w którym przywitała mnie grobowa cisza. Usiadłam z powrotem na moje miejsce obok Aston, przytuliłam się do niego tak jak przedtem. Cisza, nikt nie ma zamiaru się odezwać. Było tak cicho, że można było usłyszeć nasze oddechy. Nasz spokój nie trwał długo, ponieważ tak idealną ciszę rozerwał dźwięk telefonu. To była komórka Aston. Spojrzał na wyświetlacz.
J: Kto to?
A: Ojciec.
J: To odbierz, może to coś ważnego.
A: Halo…tak…nie…nie to nie może być prawda…- oczy zaszły mu słonym płynem - …gdzie jesteś?...od kiedy?...dlaczego nie zadzwoniłeś wczoraj, przyjechałbym…dobra…zapytam się Matta…no…ok…do zobaczenia. – Rozłączył się. Jedna, samotna łza spłynęła mu po policzku. Pośpiesznie otarł ją wierzchem dłoni.
Wstał, pocałował mnie i pożegnał się z resztą. Tyle go widzieliśmy.
Om: O co kaman? – Wszyscy popatrzyliśmy po sobie. Nikt nie miał pojęcia.
J: Wiem tylko, że coś jest nie tak…

-------------------------------------------------
Znowu macie 2 rozdziały :))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz