piątek, 4 lipca 2014

21. "Mieliśmy wypadek."

Tym ktosiem okazał się nie kto inny jak...

Ciąg dalszy...

Ja: Diggy dzwoni... - Spojrzałam na przyjaciół niewiedzącym wzrokiem.
Do mnie rzadko kiedy dzwonił, a jeśli już to robił to musiało być coś nie tak.
Ast: To odbierzesz w końcu?
Ja: A tak racja. - Przesunęłam palcem po ekranie. - Halo?
Dg: Przyjedźcie do pobliskiego szpitala! - Krzyknął tak, że aż musiałam odsunąć telefon.
Ja: Ale po...
Dg: Nie pytaj, tylko wsiądźcie w auto i przyjedźcie do cholery jasnej!
Ja: Dobra, będziemy za jakieś 10 minut. - Podniosłam się z miejsca, rozłączając się przy tym. Rzuciłam okiem na pokój. -  Jedziemy do szpitala, szybko!
Nie zadawali pytań tylko ruszyli za mną w stronę wyjścia. Z każdym stawianym krokiem byłam coraz bardziej przerażona. Serce łomotało, ręce się trzęsły. Ale co tak naprawdę się stało? Coś z nim samym? Nie, wątpię w to. Albo coś nie tak z Mirelą? Raczej nie. Lub coś się stało Omidowi. Nie wiadomo nic. Zbiegłam po schodach, zagłębiając się w myśli. Kiedy wyciągałam już dłoń aby otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz, przypomniało mi się coś bardzo ważnego.
Ja: Jezus, a klucze od auta?! - Chciałam się już wracać do kuchni po nie, ale Aston mnie zatrzymał.
Ast: Są tam gdzie zawsze? - Skinęłam głową. - Idźcie już na podjazd, a ja wyjadę i będę prowadził. - Nic nie odpowiedziałam, tylko powtórzyłam ruch. Wybiegłyśmy z Domi na podjazd. Aston zamknął dom i otworzył auto. Wsiedliśmy do niego jak najszybciej i ruszyliśmy. Jechaliśmy dość szybko. Na nasze szczęście nie było korków, co umożliwiało nam szybsze dotarcie do szpitala, który był dwie ulice dalej od mojego domu. Kiedy Ast wjechał na parking i zaparkował zrobiło mi się nie dobrze. Wysiedliśmy i popędziliśmy w stronę wejścia, gdzie czekał na nas Diggy. Kiedy byliśmy od niego jakieś 5 metrów ruszył do środka. Zaprowadził nas na 3 piętro.Miał mokre policzki...płakał. Nadal nie wiedzieliśmy, o co chodzi, nadal tkwiliśmy w niewiedzy, co mnie jeszcze bardziej dobijało.
Ast: Digg, o co chodzi?
Odpowiedziała nam cisza. Diggy próbował coś powiedzieć, zmagał się z czymś, nie umiał wydobyć z siebie ani jednego słowa. Wszystko przychodziło mu z trudem. Rozglądałam się po korytarzu. Spoglądałam na ściany, numery pokoi, ludzi pracujących. Staliśmy, każdy w nerwach, Diggy powstrzymywał łzy. Po jakimś czasie drzwi od sali, przed którą staliśmy otworzyły się. Diggy chciał się ruszyć i wejść lecz doktor powstrzymał go ruchem ręki.
Doktor: Robimy co w naszej mocy.
Ast zaczął się denerwować, nie umiał znieść szpitali, nienawidził ich. Domi siedziała otumaniona, przygnębiona, wystraszona i zagubiona. Diggy się już całkowicie rozpłakał. Zauważyłam w ręce doktora czerwoną teczkę, na której było napisane imię i nazwisko pacjenta... Mirela Santford... Nie...Nie...Nie...Nie...Tylko nie to!
J: Mirela.. - Szepnęłam 
Ast: Co Mirela?
J: To o Mirelę chodzi idioto!
Zaczęłam panikować, tak samo zareagowała Dominika. 
Ast: Diggy co się stało?
Dg: Mieliśmy wypadek.
Po tych słowach z sali dobiegł przeraźliwy pisk maszyny...wszyscy wiedzieli co się dzieje. Zaczęłam płakać...każdy zaczął. Oglądaliśmy jak pielęgniarki i lekarz, który przed chwilą wyszedł wpadli do pokoju. My staliśmy na korytarzu rycząc. Przytuliłam się do Asta, a Domi podeszła i przytuliła Diggy'ego. Po kilku minutach wyszedł lekarz. Diggy patrzył z nadzieją lecz jednak została ona ugaszona. lekarz popatrzył na nas, spuścił głowę i pokiwał przecząco. Aston się jakoś trzymał, my się załamaliśmy w tym momencie. Utraciliśmy ją. Mireli już nie ma z nami...


Ciąg dalszy nastąpi...


sobota, 31 maja 2014

20. "Nie tym razem..."

Ze snu wybudzało mnie wkurzające szturchanie. Zaczęłam coś tam mamrotać pod nosem, co było równie mało zrozumiane dla mnie. Sama nie wiedziałam co mamroczę. Z niezadowoleniem otworzyłam jedno oko, a po chwili z ledwością drugie. Uciążliwe szturchanie dalej nie ustawało. Odwróciłam się w stronę mojego oprawcy, który durnowato się cieszył. Zgromiłam go wzrokiem. Gdybym umiała zabijać za pomocą spojrzenia...już dawno był by martwy.
J: Mam ci uciąć tą rękę?!
Ast: Oj nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi...- Wyszczerzył się.
J: A ci się dowcip wyostrzył. - Zmrużyłam oczy. - A tak w ogóle, która godzina?
Ast: Po 5 p.m. Śpiąca królewno. - Cmoknął mnie w nos.
J: Dobra...Coś się dzieje lub czegoś chcesz...Co jest?
Ast: Nie wiem czy się ucieszysz, ale twoja siostra dzwoniła.
J: Teraz mi łaskawie powiedz która...
Ast: Amy.
J: I?
Ast: I chciała z tobą rozmawiać.
J: Aston przejdź już cholera do rzeczy!
Ast: Szukaj kochanie kiecki, bo szykuje się wesele!!
J: I tak to mi nic nie mówi!
Ast: Za miesiąc idziemy na ślub!
J: Trzeba było tak od razu idioto. - Przytuliłam go.
Ast: Oj tam. Dzwoniła jeszcze Dominika.
J: I co? Tylko teraz powiedz od razu o co chodzi.
Ast: Pytała się co robisz, a jak odpowiedziałem, że śpisz to tylko westchnęła i powiedziała, że chciała pogadać.
J: To będę musiała później oddzwonić do niej, bo może to coś ważnego.
Ast: Możliwe...
Leżeliśmy sobie w spokoju słuchając przeróżnych piosenek, które puszczali w jednej ze stacji muzycznej w telewizji. Akurat pod rząd puścili moje ulubione. Pierwszą, którą słuchaliśmy była od Erica Saade - Coming Home. Kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki Todo El Mundo od Danny Saucedo gwałtownie się poderwałam. Zeskoczyłam z łóżka na podłogę i wyciągnęłam zdezorientowanego Astona z pod kołdry. Zaczęłam tańczyć. Kochałam tę piosenkę, bo dawała mi tyle radości i od razu stawałam się bardziej optymistycznie nastawiona do świata. Nie musiałam za długo czekać aż Aston załapie o co mi chodzi. do końca piosenki bawiliśmy się jak małe dzieci. Mam już te 16 lat, ale nadal kocham to dziecko, które czasami się we mnie budzi, to dziecko, którym byłam, mając 9 lat. Po całej zabawie upadliśmy na łóżko, ciągle się śmiejąc w głos. Nie pamiętam dnia, przez te 2 lata, w którym tak dobrze się bawiłam. No może jeszcze oprócz dnia, w którym Ast, ja i Domi wybraliśmy się nad jezioro. Pływaliśmy, podtapialiśmy się, mieliśmy ognisko, wariowaliśmy. To było nasze trio. Nasze kochane trio. Na pewno myślicie: "Przecież jest jeszcze reszta, to czemu trio?". Trio, bo mamy podobne charaktery. Śmiejemy się z tych samych rzeczy. Omid raz mi powiedziała, że odkąd przeprowadziłam się tutaj to ich paczka się rozpadł. Miał mi za złe, że Aston spędza więcej czasu ze mną, nie ma czasu dla kumpli. Dominika i Mirela wolą przesiadywać ze mną, a nie nim i Diggym. I, że Diggy już nie chodzi z nim tak często do Skate Parku tylko siedzi z Mirą, Domi i Astem u mnie. Po prostu...wszystko im zepsułam. Gdy opowiedziałam o tym Astowi i Domi to się rozpłakałam i zaczęłam ich przepraszać, za to, że w ogóle się pojawiłam w ich życiu. Nie popsułabym im nic, żyli by nadal tak jak do tamtego czasu kiedy wjebała się moja cudowna osoba. Ast powiedział, że jestem głupia, bo uwierzyłam temu...jak on to ujął? Rozmemłanemu bachorowi w takie coś, co mija się z prawdą. Moja przyjaciółka była zdenerwowana i zadzwoniła do Omida, żeby przyszedł do nas. Mówiła zaskakująco spokojnym tonem. Kiedy przyszedł i zobaczył mnie zapłakaną zrobił zdziwioną minę, ale wyraz twarzy mu się zmienił, gdy jego kochana dziewczyna zaczęła się na niego wydzierać. Po całym zamieszaniu mnie przepraszał, ale nie wierzyłam w szczerość tych przeprosin. Były takie na odwal się. Aston nie odezwał się ani jednym słowem...bo chyba by wybuchnął i mu przywalił. Po skończonej wymianie zdań Omid sobie poszedł i zostałam z dwójką przyjaciół. Pocieszali mnie jeszcze, że to nie ma znaczenia etc.
Ast: Co tak myślisz? 
Ja: A tak o. Wspominam sobie.
Ast: O Polsce?
Ja: Nie tym razem... - westchnęłam ciężko.
Ast: Dalej o tym samym?
Ja: Mhmmmmm....
Ast: Kochanie mówiłem ci to już miliony razy...
Ja: Tak wiem, nie musisz się powtarzać. 
Ast: Zapomnij w końcu.
Ja: A żeby to było takie proste...Łatwo nie zapominam, przecież wiesz.
Aston westchnął i mnie przytulił. Dalej leżeliśmy wsłuchując się w rytmy kolejnych piosenek. Po pewnym czasie dźwięki muzyki zaczęły się mieszać z krzykiem i wyzwiskami, które wychodziły z ust kobiety. Spojrzeliśmy z Astem po sobie ze zdziwieniem. Wskazywało na to, że była to kłótnia jakiejś pary i to akurat wybrali sobie idealne miejsce, czyli przed moim domem. Mój chłopak się podniósł , po chwili mnie pociągając za sobą. Podeszliśmy do oka i zaniemówiliśmy. Właśnie przed moim domem kłóciła się Dominika i Omid. Widać było, że jest ostro wkurzona, a ten stoi jak debil i się na nią gapi. 
Ja: Idziemy czy...?
Ast: Nie lepiej nie...Poczekamy jeszcze trochę.
Ja: Jesteś pewny?
Ast: Tak.
Staliśmy jeszcze jakieś pięć dobrych minut. Domi wciąż krzyczała, a Omid odzywał się krótkimi zdaniami. Nie otwierałam okna, bo mogliby nas zauważyć. Choć nie wątpię w to, że wiedzą, iż ich obserwujemy. Chociaż...a dobra. Była cała zapłakana, on jakiś dziwny, niby smutny...niby się cieszy. Co z nim jest nie tak?!
Hmmm...no, ale w sumie jego brat nie lepszy, a o siostrze to już nie wspomnę. Jego siostra jest uważana za największą dziwkę w Londynie (Nie przesadzam). Prawie nic nie dało się usłyszeć z ich jakże ciekawej rozmowy. Kiedy znowu skupiłam na nich wzrok, widziałam, że krzyczy do niego coś, a on jej odpowiada i się rozdzielają. On w swoją stronę, a ona...w moją.
Ast: Oj ktoś tu chyba zerwał.
Ja: Serio? No co ty nie powiesz.
Przerwał nam dzwonek, w który nerwowo naciskano. Zostawiłam Astona i zbiegłam w dół, o dziwo kolano nie bolało to raczej nie było stłuczone...na szczęście. Dopadłam do drzwi , szybko je otwierając.
Ja: Wchodź.
Weszła już mniej płacząc. Zatrzasnęłam drzwi, a Domi ściągnęła buty i poszła do mnie do pokoju, kroczyłam za nią. Weszłyśmy, a Astona mina nie była za ciekawa. Miał wymalowaną na twarzy złość. Rozłożył ręce, a ona wpadła mu w ramiona od razu. Gładził pocieszająco jej plecy. Podeszłam do nich i po prostu patrzyłam. Ast przyciągnął mnie bliżej tak, że ja przytulałam Dominikę, a on nas. Kiedy się uspokoiła w miarę, osunęła się i wyszeptała ciche "Przepraszam". Jeszcze chwilę poczekaliśmy.
Domi: Zerwałam z nim.
Ja: Siadaj, a ja pójdę zrobić naszą ulubioną herbatę i wszystko nam opowiesz. - wypaliłam.
Dominika się zaśmiała. Poszłam zrobić herbatę. Chyba nie muszę wam opisywać jak się zaparza herbatę...(xP). Postawiłam ją w pokoju na biurku i usiadłam obok Domi, która bez chwil.i wachania zaczęła mówić.
Domi: Dzisiaj po szkole poszłam się przejść do parku. Zobaczyłam jakąś parę siedzącą na ławce, która się całowała. Tak mi się wydawało, że to Omid, ale myślała, że wyobraźnia płata mi figle. Podeszłam bliżej i okazało się, że się jednak nie myliłam. To był on. Lizał się z moim wrogiem. Czaicie to?! Całował się z Emmą Scott. Z tą kurwą. Myślałam, że mnie tam rozwali. Wyciągnęłam z torby naszyjnik, który mi dał i rzuciłam nim w niego, a dopiero wtedy mnie zobaczyli. Poszłam przed siebie, ale on na moje nieszczęście polazł za mną. Nie chciałam go już widzieć. No i tak doszło do kłótni i zerwania. Po prostu mu wszystko wygarnęłam, co myślę i to na tyle. Powiedział mi też, że chciał ze mną zerwać już jakiś tydzień temu. Dodał też, że ty mu się bardzo podobałaś i chciał żebyś zerwała z Astem i poleciała do niego... - Na te słowa skrzywiłam się i myślałam, że zwymiotuję. Ja i Omid...Fuuuuuuuuuuuj. - ...ale ty tego nie zrobiłaś, więc wtedy ci to powiedział, to co powiedział. Chciał cię mieć i się jeszcze dowiedziałam, że przez prawie cały nasz "związek" miał inne na boku. Teraz widzę, że nie było warto się w to angażować.
Myślałam, że mnie rozsadzi od środka. Aston był wściekły, bez dwóch zdań, bo miał zaciśniętą szczękę jak i pięści. Siedzieliśmy w ciszy, całkowitej ciszy. Atmosfera między nami wzrosła do niemożliwych rozmiarów. Robiło się trochę duszno. Podniosłam się i otworzyłam drzwi balkonowe, aby trochę przewietrzyć. Wyszłam i oparłam się o barierkę.
Domi: Aston wróć! Aston!
Nagle Dominika pojawiła się w drzwiach zaniepokojona. Spojrzałam na nią. - Daria, Aston wyszedł i chyba do niego poszedł. Musimy mu to wybić z głowy.
Ruszyłyśmy biegiem przez mój pokój jak i korytarz o mało nie zabijając się na schodach. Wybiegłyśmy z domu. Przebiegając przez furtkę, przyjaciółka mnie zatrzymała na chwilę.
Domi: Daria, a jak oni się już biją?
Ja: Nie, bo Ast przechodzi właśnie przez furtkę. - Popatrzyłyśmy po sobie i znowu zaczęłyśmy biec. - Aston! Aston wróć!
Odwrócił się, ale nic nie odpowiedział. Zatrzymał się lecz racze nie miał zamiaru wykonać mojego polecenia. Kiedy byłyśmy już przy nim. Złapałam go za ramiona i pociągnęłam w stronę przeciwną niż tą , w którą zmierzał. Ani drgnął.
Ja: Aston, proszę. Co ci to da, ze się na niego rzucisz i pobijesz? Nic, ci to nie da. Pięści nie załatwią niczego teraz.
Ast: Według mnie załatwią bardzo wiele w tej sytuacji.
Ja: Według ciebie.
Domi: Ast, daj spokój i chodźmy do domu. Chcę spędzić teraz czas z przyjaciółmi, zapomnieć o wszystkim i się znowu śmiać jak kiedyś. - Uśmiechnęła się lekko.
Ja: Zrób to dla niej.
Ast: Dobrze i dla ciebie. - Przyciągnął nas do siebie i pocałował najpierw Domi w czoło, a później mnie.
Poszliśmy do domu, usiedliśmy w moim pokoju, wypiliśmy już zimną herbatę i po prostu rozmawialiśmy o...praktycznie o niczym. W przyjaciółce nie było widać ani trochę smutku lub jakiejkolwiek negatywnej emocji. Aston i ja też się rozluźniliśmy. Było wszystkie pięknie i ładnie dopóki nie zaczął wibrować mój telefon. Ktoś dzwonił. Tym ktosiem okazał się nie kto inny jak...


Ciąg dalszy nastąpi...

 -----------------------------------------------------------------------------
Hej :) 
Nareszcie dodałam i przepraszam, że musieliście tak długo czekać na to coś...:)

Pozdrawiam

niedziela, 11 maja 2014

Ważne!!!

Przepraszam Was, że nie dodaję rozdziału...
Miałam całkowicie inny pomysł jak ma się zakończyć rozdział 19, a zakończyłam go jeszcze inaczej, czyli tak, że nie wyszło po mojej myśli.
Nie mam kompletnego pomysłu na 20 rozdział...to miało się całkiem inaczej potoczyć...sama sobie namieszałam.
Nie mam pomysłu na następny rozdział, próbuję coś wymyślić, ale jakoś specjalnie mi to nie wychodzi.
Nie wiem kiedy pojawi się nowy, ale obiecuję na pewno go opublikuję...i na pewno go jeszcze przeczytacie w tym miesiącu. Nie odpuszczę sobie!!!

Przepraszam i pozdrawiam.

piątek, 11 kwietnia 2014

19. "Będę cichać ile wlezie"

Przyłączyli się do nas Mirela z Diggy'm, Omid, Marvin, JB i Ori.
Rozmawialiśmy sobie na przeróżne tematy w chwili kiedy...


Ciąg dalszy...

....Marvin zapytał się gdzie jest Aston. Hmmm...dobre pytania. Poderwałam się do góry wyciągając z kieszeni komórkę, aby sprawdzić, którą to już godzinę mamy. Jak się okazało było jeszcze 20 minut do dzwonka, więc oznajmiłam przyjaciołom, że wybiorę się do sklepiku, który był na parterze. My natomiast przebywaliśmy na 2 piętrze. 
   Pokiwali głowami, że przyjęli tę informację. Wybierałam się tam, bo oczywiście nie wzięłam ze sobą nic do picia z domu. Nasza szkoła była 3 piętrowa. Na parterze znajdowała się sala gimnastyczna dość pokaźnych rozmiarów, oczywiście sklepik i na końcu korytarza szatnie dla każdej z klas, ponieważ szafki mieliśmy tylko na książki i ewentualnie udało się tam upchać torbę. Jeszcze bym zapomniała o stołówce, też wcale nie małej. Na 1 piętrze mieściły się klasy dla gimnazjum, a znowu 2 piętro było wspólne dla gimnazjum i liceum. Na 3 piętrze były klasy dla liceum. Pokoje nauczycielskie zostały umiejscowione na 1 i 2 piętrze, a toalety były wszędzie. Nasza szkoła była ogromna.
   Schodząc po schodach mijałam wiele twarzy, które znałam oraz te które mniej więcej kojarzyłam. Ja jako dobra dziewczyna, zawsze uśmiechnięta i jebnięta, oczywiście lubiana, mówiłam wszystkim "Hej" lub "Cześć". Lubiłam być miła dla ludzi z mojej szkoły (całej). Zawsze jak coś to pomagałam, ale wkurzyć się też umiałam, a to wtedy bez kija nie podchodź. Ale jak już wspomniałam nic, ani nikt mi tego dnia nie zepsuje...chyba. Tak idąc, przy okazji rozglądałam się czy nie ma gdzieś na horyzoncie Asta, lecz niestety. Zeszłam do swojego celu, poprosiłam o wodę, zapłaciłam i poszłam z powrotem. Tym razem przeszłam przez całe 1 piętro i zobaczyłam swojego Superman'a, który zbliżał się do schodów aby wejść na piętro wyżej. Podbiegłam do niego z uśmiechem na twarzy i popukałam go w prawe ramię. Odwrócił się, ale coś było nie tak. Mina zrzedła mi od razu. Chciałam dać mu buziaka lecz się lekko odchylił uciekajac przed moimi ustami, zbliżającymi się do jego warg. Przeraziło mnie to trochę, bo przecież rano było wszystko ok...
A: Przepraszam, ale chciałbym zostać sam. - Odszedł.
Zostawił mnie z miną typu "WTF?!". Teraz wiedziałam,  że to coś poważnego. Reszta naszej paczki schodziła akurat po schodach, widząc mnie, podeszli bliżej. Ja stałam jak słup soli. Tak jakby ktoś przykleił moje stopy do kafelek bardzo mocnym klejem.
J: Co jest nie tak?
Marv: Jego mama nie żyje.
J: I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Nie trzeba było wcześniej?! - Podniosłam ton głosu, który zrobił się piskliwy.
Wręczyłam butelkę z wodą Marvinowi, bo stał najbliżej mnie i ruszyłam w ślad za Astem. Pokonując co dwa schodki w biegu znalazłam się na górze o mało co się nie zabijając. Gdy byłam już na górze nawet moje stłuczone kolano mi nie przeszkadzało, a pulsowało jak cholera. Moim oczom ukazał się Aston, który siedział na pierwszej ławce, która znajdowała się przy schodach. Siedział z łokciami opartymi o kolana, a twarz miał schowaną w dłoniach. Podeszłam i nic nie mówiąc usiadłam obok. Jako jego dziewczyna chciałam być dla niego wsparciem w tym tragicznym momencie. Na prawdę bardzo lubiłam jego mamę. Była to wspaniała kobieta z sercem otwartym dla każdego i właśnie Aston ma tę część po niej. Przytuliłam się do jego zgarbionych pleców. Trwaliśmy tak kilka sekund. W końcu spojrzał na mnie tymi swoimi cudownymi, czekoladowymi, całymi od łez oczami. Serce mi pękało. Nie cierpię gdy jakiś mężczyzna płacze. Po policzkach spływały mu łzy. Złączyłam nasze usta w jedność, Aston złapał w swoje duże dłonie moje policzki i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, starłam mu słone krople z policzków. Mocno go przytuliłam. Objął mnie i cmoknął mnie w nos. Uścisnął mnie dwa razy mocniej niż ja go wcześniej. Kiedy jednak rozluźnił uścisk, swobodnie wtuliłam się w jego tors, zatracając się w zapachu jego perfum, które tak uwielbiałam. Nie myśląc już o niczym.
A: Dziękuję, że jesteś przy mnie kochanie. Kocham Cię. -€“ Jego kąciki ust lekko się uniosły ku górze.
J: Nie musisz dziękować zawsze będę przy tobie. Ja Ciebie też. - Lekko musnęłam jego usta.
            Siedzieliśmy wtuleni w siebie do póki nie zadzwonił dzwonek oznajmujący lekcję. Przyszedł czas na rozstanie. Ja z Marv’em, JB, Dominiką i Omidem chodzimy razem do klasy 3A. Ast, Ori, Mirela i Diggy chodzą do 3B. Jesteśmy w 3 gimnazjum.
W piątkę ruszyliśmy do klasy biologicznej na BIO. Sala znajdowała się na drugim końcu korytarza. Lekcja jak dla mnie, minęła szybko i ciekawie. Uwielbiam biologię, a tym bardziej teraz przerabialiśmy genetykę.
  Nie chętnie wyszłam z klasy, ale trzeba było. Ja jeszcze musiałam wstąpić do toalety, ale zeszłam do tej o piętro niżej, nie lubiłam chodzić do tej na 2 piętrze, bo było tam o wiele za małe lustro...
            Wychodząc zauważyłam mojego Asta opartego o szafki nie daleko damskiego WC.
J: Hej tygrysie.
A: Hej słonko.- Widać, że się rozweselił. Jestem na 100% pewna, że jego mama nie byłaby za tym aby on się ciągle smucił.
J: Co tu porabiasz?
A: Czekam na moją dziewczynę. Nie widziałaś jej tam przypadkiem? - Udawał tak gdyby wyglądał za mną.
Nic nie powiedziałam tylko popatrzyłam się na niego miną w stylu „Are you fucking kidding me?”
J: Nie, a widziałeś gdzieś mojego chłopaka? - Ja za to rozglądnęłam się na boki, bo jak bym miała się patrzeć na szafki za nim?
A: Widziałem. - Wyszczerzył się swoje ząbki w uśmiechu.
J: O to fajnie. A gdzie jest?
A: Tu stoję myszko.
J: Super wiadomość. 
Przybliżyłam się do niego na bezpieczną odległość i chlapnęłam mu wodą w twarz. Nie potrafiąc przestać się śmiać, cofałam się, aby mieć nad nim jakąś przewagę. Aston wytarł twarz rękawem bluzy. Szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Zaczęłam ucieka, choć wiedziałam, że nie ucieknę zbyt daleko. Po kilku przebiegniętych metrach w stronę schodów złapał mnie i zaczął łaskotać. Śmiałam się jak opętana. Próbowałam się wyrwać z uścisku kochanego mulata, ale nie pozwolił mi na opuszczenie swoich ramion dobrowolnie.
A: Najpierw nagroda. - Pokazał te swoje białe ząbki w uśmiechu wartym grzechu.
J: A to niby, za, co?
A: No za… no za to… - Nie potrafił niczego szybko wymyślić. -€“ No za to, że cię złapałem. -€“ Zrobił oczka kota ze SHREKA. Zawsze stosuje to kiedy czegoś chce, a na mnie niestety to działa.
J: Chciałbyś. - Zakpiłam z rozbawieniem.
A: No tak chciałbym. - Wyszczerzył się znowu.
J: No dobra niech Ci będzie.
Złożył usta w dzióbek. Rozkazałam mu, aby zamknął oczy i dał ręce do tyłu. Zamiast dostać buziaka dostał pstryczka w nos, po czym uciekłam. Znowu mnie złapał.
J: Ok. -€“ Odparłam zrezygnowana.
A: Kochanie, ale tutaj. -€“ Wskazał swoje usta.
J: Fine. - Dostał to, co chciał lecz i tak nie chciał mnie puścić. -€“ Emmm… kochanie możesz mnie już puścić?
A: Emmmm… - Udał zamyślonego. -€“ Zastanowię się.
J: Aston puść mnie, bo musimy iść do góry. Wszyscy na pewno się już niecierpliwią. - Powiedziałam stanowczo.
A: Ok, ale...
J: E żadnego, ale.
A: Fine. - Chciał mnie przedrzeźniać, na co go tylko spiorunowałam spojrzeniem, ale on zachichotał pod nosem.
Po chwili mnie nareszcie puścił i moją dłoń, która idealnie pasowała do jego.
   Na ławce siedzieli chłopcy, ale dziewczyn jeszcze nie było, więc musiałam się z nimi sama uporać.
- Nareszcie. -€“ Krzyknęli chórem.
Ori: Co wyście tam tyle robili? - Spytał Reesh.
J: A to się jego zapytaj. - Wskazałam palcem na mulata.
A: Dlaczego ja? - Spytał, robiąc dziwną minę.
J: Jest taki serial w Polsce. -€“ Zaśmiałam się.
A: Haha bardzo śmieszne.
J: No wiem tak to bym się nie zaśmiała. -€“ Wytknęłam mu język.
A: No, ale to ty naprawdę zaczęłaś słonko.
J: Nie prawda.
A: Prawda.
J: Nie prawda.
A: Nie, bo prawda.
J: Niebo zostaw aniołkom kochany.-€“ Wyszczerzyłam się.
A: Ejjjjjjjjjjj.
J: Co ejjjjjjjjjjjjjjjjj?
A: Ejjjjjjjjjjj.
J: Nie ejaj mi tu tyle. 
A: Ejjjj i tak to ty zaczęłaś.-€“ uśmiechnął się.
J: Nie prawda.
A: Prawda.
J: Nie prawda.
Ori: Mi się wydaje, że możecie już się zamknąć. - wtrącił się Oritsé.
J: Misie zostaw w spokoju Reesh. -€“ Zaczęłam się śmiać.
JB: Ej Marv chodź po Mirele i Dominikę,€“ a oni niech się dalej przegadują.
Marv: Ok.€“ Tylko się nie pozabijajcie! - krzyknął.
J: Ok. postaramy się. - powiedziałam.
A: To ty zaczęłaś
J: Nie prawda
A: Prawda
J: Nie
A: Tak
J: Nie
A: Tak
J: Nie
A: Tak
J: Nie
Ori: Zamkniecie się wreszcie? - wtrącił swoje 5 groszy Oritsé
- Cicho bądź. - Syknęłam razem z Aston’em.
Ori: Mother Of God.
J: Ciiiiiiii…
Ori: Daria weź na mnie nie cichaj. - Złączył swoje brwi w jedną.
J: Bo..?
Ori: Boo…
A: Nareszcie idą królewny i królewicze... - Westchnął sobie cicho.
JB: Cud, że Się nie pozabijali.
Chłopcy usiedli obok Oritsé, miejsce było tylko dla jednego z nas. Więc skorzystał Ast i usadowił swoje dupsko na ławce.
J: I tak to ty zacząłeś. - Mruknęłam w jego stronę.
A: Nie prawda. - Zrobiłam najsłodszą minkę, jaką potrafiłam. - No dobra ja zacząłem.
Nie wiem, w czym to miało pomóc, ale pomogło. Buahahahahah jetem niezwyciężona.
J: Wygrałam frajerze. - powiedziałam cicho, ale tak żeby jednak usłyszał.
A: Słyszałem. - Popatrzył się na mnie spod byka.
J: O to chodziło kochanie, o to chodziło... - Poklepałam go po policzku.
Reszta towarzystwa wybuchnęła śmiechem.
Ori: Jezussss...po, co ja ten horror zaczynałem. - Wymamrotał.
Nie chciało mi się już dłużej stać, więc usadowiłam si ę wygodnie na kolanach swojego chłopaka.
  Wszyscy sobie słodko gawędziliśmy. Wiecie takie tam ploteczki, rzucane w siebie epitety i różne przeróżne rzeczy. Mi i Omidowi nie spodobały się nasze zdania na temat muzyki dubstep. On oczywiście był za, a ja przeciw, bo jakby inaczej. W naszą wymianę zdań musiał się wtrącić nie kto inny jak sam proszę państwa Oritsé Williams. Proszę nagrodzić tego pana brawami...
Ori: No i znowu się zaczyna...
J: Ciiiiii…
Ori: Weź na mnie nie cichaj. - Oburzył się
J: Będę cichać ile wlezie.
Ori zrezygnowany oparł brodę o swą zwiniętą w pięść dłoń. Ja i Omid... Kłótnia.... Durna... Ale i tak żaden z nas nie chciał odpuścić. Aston w pewnym momencie zakrył moje usta, swoją dłoniom. Lecz pech tak chciał, że przy mnie nie uważał i go ugryzłam w serdeczny palec, na co syknął.
A: Oszalałaś?!
J: Przy twoim dotyku zawsze szaleję... - Oparłam się plecami o jego tors. - Ale nie pchaj łapy tam gdzie nie trzeba.
Z tym zdanie zakończyła się kłótnia, a zaczęła z powrotem normalna rozmowa. Kilka minut później zabrzmiał dzwonek grozy ogłaszający lekcję Historii. Pożegnałyśmy się ze swoim samcem (bo już nie chłopiec, a jeszcze nie mężczyzna). Zgrają ruszyliśmy na drugi koniec korytarza do sali historycznej. Boże, jaka ta Historia głupia (-,-), choć jest jeden plus, bo siedzę z Domi. Przerabialiśmy temat o Monarchii Angielskiej. Tak mnie wszystkie znudziło, że przez całą lekcję spałam, a warunki do tego miałam świetne, ponieważ siedzimy w ostatniej ławce pod ścianą. Dopiero Dominika pod koniec lekcji mnie obudziła. Tak lekcje szybko mijały i już była szósta godzina lekcyjna.
Na przerwie między szóstą, a siódmą lekcją Astona coś napadło i zaprowadził mnie za rękę na parter, gdzie schował nas...nie mam pojęcia gdzie, ale w jakimś pomieszczeniu, w którym na 100% byliśmy sami. 
Ja nie wiedząc, o co chodzi po prostu stanęłam i stałam. On zrobił to samo, tylko, że wiedział, po co tu przyszliśmy. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, Aston położył ręce na moje biodra i przyparł mnie do ściany, tak, że nie mogłam się ruszyć. Po chwili niespodziewanie wpił się w moje usta, co mnie odrobinę przestraszyło. Jednak zarzuciłam mu ręce na szyję, wplatając przy tym palce prawej dłoni w jego włosy. Zaczął mnie namiętnie całować, przyszpilając coraz bardziej do ściany. Oddawałam każdy pocałunek. Nasze języki walczyły o dominację, ale w końcu odpuściłam. Przerwał nam dzwonek, bo jak widziałam Aston nie miał zamiaru skończyć.
   Nie musieliśmy się rozdzielać, ponieważ połączyli nam lekcje. Mieliśmy mieć spotkanie z jakąś babą i facetem, którzy mieli zrobić nam wykład na temat związków. Mówili o współżyciu w wieku 16 lat, chorobach wenerycznych, zazdrości, kochaniu, szacunku, szczerości i tym podobne. Choć wszyscy przedstawiciele płci męskiej patrzyli się na kobietę, która omawiała poszczególne hasła wypisane markerem na białej tablicy. No, bo dlaczego miała tak duże zainteresowanie chłopaków? Bo miała duże piersi i sztuczne. A skąd to niby wiem? Ponieważ umiem rozróżnić piersi naturalne od sztucznych. Do tego miała duży dekolt. Fakt, faktem była strasznie przemiłą, sympatyczną i bardzo inteligentną kobietą. O dziwo polubiłam ją. Tak wypadło, że musiałam siedzieć pomiędzy Astonem, a Alexem. Chłopakom to tylko jedno w głowie teraz. Mogli by słychać, bo ona na prawdę świetnie opowiadania. Nie miałam pojęcia, że z takich spotkań można wiele wynieść Wysłałam do Dominiki SMS-a:


Na odpowiedź nie musiałam czekać długo:




Już wkurzona na całej linii siedziałam oburzona z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Dominika siedziała przede mną. Po odczytaniu mojej ostatniej wiadomości, odwróciła się w moją stronę.
Domi: Śmiało. - Szepnęła z chytrym uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym zwinęłam dłoń w pięść i mocno uderzyłam Asta w udo. Ocknął się natychmiastowo i spojrzał na mnie zdezorientowany.   
J: Może byś wyniósł z tego spotkania coś innego poza obrazu piersi prowadzącej w głowie?
A: Ale o co ci kochanie chodzi? - Podniósł jedną brew do góry.
J: Dobrze wiesz o czym mówię. - Zgromiłam go wzrokiem.
A: Oj nie denerwuj się. To taki wiek, ale ja kocham ciebie i tylko ciebie, rozumiesz? - Objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
J: No ok. - Cicho westchnęłam.
Przed nami toczyła się rozmowa Dominiki i Omida. Widać, że ona wkurwiona, a on zirytowany...ale czym? Tego to nie wiem. Gdy skończyliśmy z Astem swoją krótką konwersację, obydwoje zaczęliśmy słuchać Mrs. Selfie, która omawiała hasło szczerość. 
Mrs. Selfie: Szczerość w związku jest w sumie jedną z najważniejszych rzeczy. Nie ma szczerości...nie ma zaufania. Nie ma zaufania...jest prawdziwej miłości. Nie ma prawdziwej miłości...nie ma związku. Nie wolno nam postępować tak, aby się takie coś ziściło, ponieważ wtedy to będzie bardzo, ale to bardzo poważny problem. Jeśli kochasz drugą osobę musisz być szczerym, musisz ufać i co najważniejsze...musisz kochać. Ktoś miał taki przypadek z brakiem szczerości w związku i stało się tak jak przedtem powiedziałam? - Kilka osób podniosło nieśmiało ręce. - Szczerze? To nie musicie się tamtymi osobami, co martwić. Musicie wiedzieć, że oni nie byli was po prostu warci. Są lepi na tym świecie i na pewno na nich traficie.
   Zadzwonił dzwonek. Czas do domu!!!!! Pożegnaliśmy się z małżeństwem. Tak małżeństwem. Wyszliśmy z klasy, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Dominiki z Omidem. Z Astem wzięliśmy swoje kurtki ze swojego boksu. Wyszliśmy ze szkoły na dziedziniec , przeszliśmy przez niego i skręciliśmy w prawo, aby dojść do mojego domu, a przy okazji wejść na chwile do domu mojego chłopaka. U niego nikogo jeszcze nie było, więc poszedł się przebrać w to. Zamknął dom na klucz i poszliśmy do mnie.
U mnie też o dziwo nikogo nie było, więc zrobiliśmy sobie z Astonem herbatę i przeszliśmy do mojego pokoju. On postawił kubki z napojem na biurku i włączył telewizor na jakimś kanale muzycznym. Zostawiłam go na chwilę samego, a ja przeszłam do garderoby, aby przebrać się w to. W łazience zmyłam makijaż i wróciłam do pokoju. Ast leżał już pod kołdrą, więc się do niego przyłączyłam. Przykrywając się po samą brodę kołdrą i wtuliłam się w Astona.
J: Co to jest za film?
A: "Honey 2". Idź spać, bo jesteś padnięta. - Uśmiechnął się słodko.
J: Mhmmm...- Mruknęłam tylko i poddałam się zmęczeniu.


------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział tak późno, wręcz bardzo późno dodany, ale wiecie...szkoła itp itd.
Postara się dodawać rozdziały co tydzień lub co dwa tygodnie.
Jeśli chcecie być informowani o nowym rozdziale, to zostawcie swojego TT lub coś takiego :)
Pozdrawiam i Wspaniałego Weekendu :)
Blue xd

poniedziałek, 3 marca 2014

18. "...a ty zawsze byłeś debilem."

J: Dzięki. - Wyrwałam się z jego objęć. - Dobra wstawajmy, bo już 7.00, a z Astem mamy na 9.00 do szkoły.
Zay: Ok.
....


Ciąg dalszy nastąpi... 
 Zay: Ok.
Siedziałam na łóżku, nogi miałam na ziemi. Zay odrzucił kołdrę na bok i wstał na równe nogi. Ukazała się przede mną jego boska sylwetka. Długie chude nogi, umięśniony tors i ramiona. Bóg seksu! Jego dziewczyna musi być wyjątkowa i szczęśliwa za razem. Zayn był w samych bokserkach... Ja pierdole Daria ogarnij się to twój kuzyn!
Wróciłam do rzeczywistości.
Ja: Jeśli chcesz się odświeżyć to łazienka jest na przeciwko. Masz tam świeże ręczniki, mydło, żele pod prysznic i szampony.
Zay: Dzięki i z chęcią skorzystam. - Uśmiechnął do mnie. - Nie chcesz iść ze mną się wykąpać?
Ja: No chyba cię coś boli i to bardzo mocno. - Uniosłam jedną brew do góry.
Zay: No co? Kiedyś się ze sobą kąpaliśmy. - Jego śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Ja: No właśnie cwelu KIEDYŚ! - Uderzyłam go z pięści w ramię dość mocno.
Zay: Auć! Zawsze byłaś sadystyczna... - Popatrzył się na mnie spod byka.
Ja: Eeeeeeee...dziękuję. - Wystawiłam język w jego stronę. - Idź się wykąp, a ja idę na dół zrobić jakieś śniadanie.
Uśmiechnął się i sięgnął aby wziąć swoje rzeczy z fotela. Cmoknął mnie w policzek i wszedł do łazienki. Pościeliłam jeszcze łóżko i zeszłam na dół do kuchni. Nikogo nie było. Odsłoniłam żaluzję. Słońce świeciło pełna parą. Spojrzałam na termometr na zewnątrz...28°C. No chyba nie...jest dopiero po 7.20 am.
Z lodówki wyciągnęłam ser, pomidor i szynkę. Sięgnęłam do chlebaka i wyjęłam z niego chleb tostowy. Postanowiłam, że zrobię sandwiche, tylko, że jeszcze mi brakuje opiekacza. Wyciągnęłam najważniejsze urządzenie z szafki na dole i deskę do krojenia. Wzięłam nóż i zaczęłam pracę. 
Zrobiłam wystarczająco jedzenia, więc położyłam tosty na środku stołu na talerzu. Wyciągnęłam trzy mniejsze talerze, szklanki i nakryłam do stołu, a z lodówki wyciągnęłam ketchup i sok pomarańczowy. Deskę i nóż wrzuciłam do zlewu, po czym umyłam i odstawiłam do wyschnięcia, a opiekacz zostawiłam otwarty tylko go odłączyłam z prądu. Okruchy starłam i PO ROBOCIE! Wyrobiłam się w 20 minut.
Zayn ani Aston nie raczyli się zjawić, więc nie zostawili mi innego wyboru tylko iść po nich i nawrzeszczeć, żeby się w końcu ruszyli, co mi się podobało. Aston do mojego krzyku już się przyzwyczaił, no wiecie w sumie 2 lata z krzykaczem wytrzymuje.
Wbiegłam po schodach, przeskakując co dwa schodki. Niechcący zahaczyłam stopą o ostatni stopień. Później poczułam tylko zimne panele i ból w lewym kolanie. Cholera...znowu to samo! Znowu stłuczone... No pięknie.
Ja: Ja pierdole. - Zaklęłam pod nosem.
Nie zważając już na nic, podparłam się na rękach i wstałam. Nie uważając na ból w kolanie, ruszyłam przed siebie. Na początku poszłam do pokoju, bo usłyszałam w łazience śpiew Zayn'a. Drzwi do mojego pokoju były otwarte na oścież. Na łóżku leżał skulony Ast. On chyba szlochał... Już odechciało mi się na nich wrzeszczeć. Podeszłam bliżej i usiadłam na łóżku, był odwrócony plecami. Nie powiem, że nie, ale mnie to zdziwiło. Nigdy nie widział go w takim stanie...nigdy.
Lekko się wychyliłam. W dłoni trzymał telefon, a na jego ekranie widniało zdjęcie niego i jego matki. Zasmuciłam się. Czy on aż tak za nią tęskni? No, bo wiecie w wieku 14 lat opuścić dom. Trochę ciężko by było na pewno każdemu.
Ja: Kochanie...- Wzdrygnął się. Zauważyłam, że wierzchem dłoni ociera łzy. - Wszystko dobrze? Co się stało? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, prawda?
Skinął głową i odwrócił się na plecy. Patrzył w jeden punkt na suficie. Położyłam się tak aby moja głowa spoczęła na jego torsie. Objął mnie ramieniem. Wsłuchiwałam się w rytm bicia jego serca, które wiem, że bije dla mnie i żadnej innej dziewczyny...tylko dla mnie. Jego równomierny oddech mnie uspokoił, znaczy, że on też już musiał się uspokoić. Podniosłam głowę. Przybliżyłam się do niego i go pocałowałam. Najwyraźniej nie chciał o tym gadać, więc ok. Przecież to szanuję, ja też mu nie mówiłam od razu co mnie trapi. Ale się kochamy i to przeczekujemy.
Ja: Chodź już na śniadanie, bo zrobiłam. Mamy jeszcze trochę ponad godzinę do szkoły.
Ast: Już idę. Tylko się ubiorę, ok? - Lekki uśmiech zawitała na jego twarzy.
Ja: Ale szybko, bo będę tęsknić. - Zawołałam już z korytarz.
Zayn był już w pokoju. Ubrany w to, pachnący i gotowy. Weszłam do niego i jak to ja mam w zwyczaju, uderzyłam bolącym kolanem w komodę. Syknęłam z bólu.
Zay: Coś ty zrobiła? - Zapytał się z troską.
Ja: Nic, tylko znowu kolano stłukłam.
Zay: Ty zawsze byłaś niezdarą.
Ja: Dziękuję, a ty zawsze byłeś debilem. - Uśmiechnęłam się do niego, szczerząc zęby.
Zay: Ha Ha bardzo śmieszne.
Ja: No ba, a teraz chodź na śniadanie.
Zayn: Ok.
Zeszliśmy na dół i usiedliśmy do stołu. Zaczęliśmy zajadać już zimne tosty. Po 5 minutach dołączył do nas Aston ubrany w to. Siedzieliśmy w ciszy, patrzyliśmy się na siebie i po prostu jedliśmy oraz robiliśmy do siebie głupie miny...No, bo jak by inaczej. Po skończonym posiłku włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki, a ketchup i sok włożyłam z powrotem do lodówki. Chłopaki poszli usiąść sobie do salonu, a ja pobiegłam przygotować się na szybkiego. Wbiegłam do pokoju i przy okazji walnęłam lewym kolanem o futrynę. Odruchowo złapałam się za nie, czując narastający ból w nim. Kuźwa ja się zabiję.
Lekko utykając podeszłam do szafy, otworzyłam ją na oścież. Przez kilka sekund miałam mętlik w głowie i zadawałam sobie pytanie "Co ja mam na siebie dzisiaj włożyć?". Wybrałam zestaw i rzuciłam go na łóżko. Pobiegłam do łazienki, aby umyć włosy.
Umyte włosy zawinęłam w turban i podeszłam do lustra. Znowu odwinęłam ręcznik i zaczęłam suszyć włosy suszarką. Zrobiłam jeszcze makijaż. Wróciłam do pokoju, po czym założyłam na siebie ubrania, sięgnęłam po torbę i wrzuciłam do niej potrzebne książki, portfel, gumy, słuchawki i inne, a telefon schowałam do kieszeni. 
Zbiegłam wprost do salonu.
Ja: Gotowa. Ruszać dupy moje przystojniaki i tylko moje. Zrozumiano? - Patrzyłam się na nich spod byka i pokazałam po nich palcem. - Zayn wyłączył telewizor i wstali z kanapy.
Ast: Oczywiście złotko. - Podszedł do mnie i cmoknął w polik.
Zay: Nie. - Wystawił mi język
Ja: A ty się możesz puszczać. - Zaczęłam rechotać jak głupia.
Zayn podszedł, wziął i przerzucił mnie przez swoje ramię. Zaczął mnie bić po tyłku. No go chyba coś boli! Mnie nie wolno po nim bić!
Ja: Nikt nie może mnie bić po tyłku, nawet ty!
Zay: Morda felek!
Wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem. Teraz poczułam się jak za dawnych lat. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak mi tego brakowało.
Ja: Dobra chodźcie już.
W holu zabrałam tylko jeszcze bluzę i zgarnęłam klucze. Wyszliśmy na zewnątrz. Jak na tę porę dnia słońce nieźle grzało, ale na szczęście wiał przyjemnie chłodny wiaterek. Orzeźwiający dzień i już raczej nic albo nikt mi go nie zepsuje. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam na podjeździe zielonego Range Rovera, przy którym stał Zay i Ast.
W UK tak na prawdę można robić prawo jazdy od lat 18-stu, a od 16-tego roku życia można było zrobić dopiero kiedy się zapłaciło £500. Wtedy, gdy zrobiłeś to prawko to dawali taką karteczkę i trzeba było ją pokazać policji, gdy cie złapali na kontrolę. Ja i Ast mieliśmy takie prawko, najwidoczniej Zayn też.
Podeszłam do nich. O czymś rozmawiali, ale nie miałam pojęcia o czym.
Zay: Podwieźć was?
Ja: A możesz?
Zay: Pewnie. - Uśmiechnął się.
Ast: Ja dojadę później. Muszę jeszcze coś załatwić w domu. Ok?
Ja: No ok. - Zrobiłam smutna minkę.
Ast: No przecież przyjadę. Do zobaczenia kochanie. - Dał mi przelotnego całusa w usta.
Ja: No pa.
Ast: Nara Malik. - Zrobił z nim miśka.
Zay: Nara. Wpadnij czasem z chłopakami i Darią do nas.
Ast: No nie ma sprawy Malik! - Krzyknął z chodnika.
Wsiedliśmy do auta, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał na ulicę. Jechaliśmy przez jakąś chwilę i niestety musieliśmy stać na czerwonym świetle. Przyznam, że Malik jeździ świetnie. Dopiero teraz zauważyłam, że na środkowym lusterku wisiało 5 zdjęć na zielonych wstążkach.
Ja: Kim są ci ludzie? - Zapytałam z ciekawości.
Zay: Pożyczyłem auto od Nialla, jednego z moich przyjaciół. - Uśmiechnął się. - To są jego rodzice z nim. Tu masz Nialla z mamą, tu z tatą. To jest Greg i jego żona Denise, niedawno mieli ślub. Greg to brat Nialla, a ten maluszek to Theo, bratanek Nialla. Słodki maluch. Rodzice Nialla rozwiedli się, gdy on był jeszcze mały. - Pokazywał każde zdjęcie po kolei. - A w sumie tak jak rodzice Louis'a, Harry'ego. Tylko ja i Liam mamy rodziców, którzy są razem.
Ja: Ciacho z tego Nialla. - Uśmiechnęłam się do niego.
Zay: Haha jest najsłodszy z nas 5.
Ja: Jeśli już ty tak uważasz, to na żywo musi być jeszcze lepszy.
Zay: Tyyyyyyyyy...pamiętaj o Astonie!
Ja: Wiem debilu! - Kolejny atak śmiechu.

***

Podjechaliśmy pod moją szkołę. Wysiadłam, a Zayn od razu ruszyła. Zaczęłam iść dziedzińcem do szkoły, a odprowadzały mnie zaciekawione spojrzenia pozostałych uczniów, którzy ucinali sobie pogawędki lub czekali na znajomych. Pchnęłam ciężkie drzwi. Przeszłam przez długi korytarz do mojej szafki. Wykręciłam dany kod, a szafka otworzyła się z cichym kliknięciem. Otworzyłam ją i włożyłam do niej kilka książek. Zatrzasnęłam szafkę i poszłam na 2 piętro. Usiadłam na drewnianej ławeczce i czekałam, aż ktoś przyjdzie. W końcu się doczekałam, bo przyszła Domi.
Domi: Hej kochanie. - Przytuliłyśmy się. - Jak tam leci?
Ja: Hej, a dobrze, dobrze. A tam?
Domi: No tak samo. - Zaczęłyśmy się rechotać.
Ja: Powiedzieć ci coś dziwnego?
Domi: Dajesz.
Ja: Bo wiesz, Ast spał u mnie i Zayn. Rano kiedy poszłam po Asta, bo Malik się kąpał, to on leżał na moim łóżku skulony i szlochał. - Domi była zdziwiona. - Miał w ręce telefon i włączone zdjęcie jego i mamy.
Domi: Wczorajsze zniknięcie i dzisiejsza sytuacja...Coś jest nie tak, ale nie mam pojęcia co...
Przyłączyli się do nas Mirela z Diggy'm, Omid, Marvin, JB i Ori.
Rozmawialiśmy sobie na przeróżne tematy w chwili kiedy...


Ciąg dalszy nastąpi...


czwartek, 9 stycznia 2014

17. "Musisz to robić?"

Powoli wybudzałam się z głębokiego snu. Natrętny budzik nie chciał skończyć dzwonić, więc leniwym ruchem ręki sięgnęłam po telefon. Przesunęłam palcem po ekranie i wyłączyłam denerwujący dźwięk. Odłożyłam urządzenie na szafkę. Chciałam się wygrzebać z cieplutkiego łóżeczka, ale coś mi to nie wychodziło... Zapomniałam o Astonie. No tak...Aston. Chłopak, którego nic nie jest w stanie obudzić. Cholera. Przekręciłam się do niego tak, że leżeliśmy twarzą w twarz. Usta miał lekko otwarte. Wpadłam na pomysł! Przysunęłam się bliżej. Delikatnie złączyłam nasze usta. Nie reagował. Spróbowałam jeszcze raz. Teraz pocałowałam go troszeczkę mocniej, ale nadal delikatnie. Językiem "nawilżałam" jego dolna wargę. Ast oddał pocałunek, nie otwierając oczu. Złapał mnie mocniej w talii i przekręcił nas tak, że leżałam na nim. Oderwaliśmy się od siebie. Wtedy otworzył oczy.
A: Kochanie, tak to możesz mnie zawsze budzić. - Uśmiechnął się jak mały chłopczyk, który dostał dopiero, co cukierka.
J: To było jednorazowy pomysł. - Zaśmiałam się szyderczo.
A: Śnisz piękna. - Cmoknął mnie w usta.
J: Pożyjemy, zobaczymy. A teraz wyłaź, bo czas wstać i do szkoły iść.
Zauważyłam na jego twarzy grymas. Zeszłam z niego. Usiadłam na łóżku i odrzuciłam kołdrę na bok. Poranny chłód w domu, jak ja tego uczucia nie lubię. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka i przeszły przeze mnie lekkie dreszcze.  Wstałam i ruszyłam do krzesła, aby wziąć z niego bluzę. Ruszyłam w stronę drzwi, przecież jeszcze muszę obudzić Malika. Jeszcze spojrzałam przez ramię.
J: Boże, ten to dupy nigdy wcześnie nie ruszy...
Chwyciłam za zimną gałkę i lekko przekręciłam w prawo. Drewniana powłoka otworzyła się z cichym skrzypnięciem. Wyszłam z pokoju, zostawiając go otwartego. Ruszyłam korytarzem do przedostatniego pokoju po prawej. Gdy już stałam przed oddzielającymi korytarz i wnętrze pokoju drzwiami, delikatnie w nie zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział, więc cicho weszłam do pokoju. Na fotelu leżały ciuchy Malika. Podeszłam do łóżka i moim oczom ukazał się umięśniony tors Zayna. Na jego prawym obojczyku widniał tatuaż. Z tego co wiem to imię jego dziadka po arabsku, ale żeby nie było tego dziadka od strony jego ojca. Jego mama i mój tata są rodzeństwem. Stałam tak na nim i się gapiłam. Wyglądał słodko, jak mały bezbronny chłopczyk. Hmmmm, a w jaki sposób go mam obudzić? Tego jeszcze nie.....mam! Wskoczyłam na niego okrakiem, siedziałam na nim i go po prostu policzkowałam. Otworzył szybko oczy.
Zay: Co to kurwa miało być? - Zapytał zaskoczony.
J: Pobudka, nie widać?
Zay: Taaaa...właśnie widać. Myślałem, że mnie jakoś inaczej obudzisz, jakoś milej, ale jak widzę się myliłem.
J: Milej czyli jak? - Podniosłam jedna brew do góry.
Zay: Nie wiem...na przykład buziakiem w policzek albo po prostu podejdziesz i mnie będziesz szturchać, aż  wstanę, ale policzkowanie...no weź przestań. - Zmarszczył brwi.
J: No weź przestań. - Sparodiowałam go.
Zay: Daria, przestań.
J: Daria przestań
Zay: Musisz to robić?
J: Musisz to robić?
Zay: Jestem chujowa ciotą!
J: Jesteś chujową ciotą! Hahahahahahahaha.
Zay: Teraz tego pożałujesz...
Zrzucił mnie na miejsce obok siebie. Znał mój słaby punkt, między innymi nienawidzę łaskotek. To jest najgorsze co może być. Zaczęłam się głośno śmiać, ale to nie był taki normalny śmiech tylko paniczny. Coraz bardziej brakowało mi tchu i ciężko zaciągałam się powietrzem.
J: Zayn...hahahahahah proszę...hahahaha przestań! - Udało mi się wydusić.
Zayn: A co z tego będę miał? - Uśmiechnął się szyderczo.
Oczy zachodziły mi łzami. Nie umiałam nabrać powietrza. Czułam się wtedy tak jak przed kilku laty, gdy mnie zostawili na środku tego cholernego jeziora. Zayn to zauważył i od razu przestał.
Zay: Boże, przepraszam Cię. Przepraszam...
Opadł z powrotem na swoje miejsce i schował twarz w dłonie. Po kilku sekundach znów na mnie spojrzał. Łzy spływały mi po twarzy, w jego oczach zobaczyłam smutek. Tak, nie przewidziałam się...widziałam smutek. Wyciągnął do mnie ręce i złapał mnie w talii. Przyciągnął mnie do siebie delikatnie i tak jakby chciał mnie ochronić przed tym wspomnieniem. Wtuliłam się w niego. Siedzieliśmy w ciszy, nikt z nas się nie odzywał.
Zay: Tak bardzo cię przepraszam za siebie i za niego. Przepraszam Cię. Wiesz, że Cię kochamy. On Cię też kocha. My obydwoje. Wybaczysz nam? - Popatrzył się na mnie smutno i  z nadzieją.
Byłam rozdarta. Też ich kocham, mogę im wybaczyć, ale czy zapomnę? Może z biegiem czasu mi się to uda. Teraz nie wiedziałam co mam powiedzieć. Otworzyłam już usta, aby coś z siebie wydobyć, jakiś dźwięk, lecz to się nie udało. Myśli mi się kłębił. Podniosłam na niego wzrok...siedział zrezygnowany, choć jego uścisk był nadal opiekuńczy. Kolejny raz się pyta czy mu wybaczę. Nie. teraz się pyta czy IM wybaczę. Mam IM wybaczyć... Ale znowu jeśli tego nie zrobię, nie wybaczę sobie. Postanowiłam teraz kierować się sercem. Zostawię rozum na chwilę w spokoju.
J: Wybaczam wam, obydwóm. Też Was kocham.
Poczułam jego westchnienie ulgi. Kamień spadł mi z serca. Fakt, nie utrzymywałam z nimi kontaktu przez 2 lata. Zaynowi już wczoraj odpuściłam. Pocałował mnie czule w czoło i mocniej przytulił.
Zay: Jesteś kochana. - Powiedział w moje włosy.
J: Dzięki. - Wyrwałam się z jego objęć. - Dobra wstawajmy, bo już 7.00, a z Astem mamy na 9.00 do szkoły.
Zay: Ok.
....

Ciąg dalszy nastąpi...