A: Kochanie, tak to możesz mnie zawsze budzić. - Uśmiechnął się jak mały chłopczyk, który dostał dopiero, co cukierka.
J: To było jednorazowy pomysł. - Zaśmiałam się szyderczo.
A: Śnisz piękna. - Cmoknął mnie w usta.
J: Pożyjemy, zobaczymy. A teraz wyłaź, bo czas wstać i do szkoły iść.
Zauważyłam na jego twarzy grymas. Zeszłam z niego. Usiadłam na łóżku i odrzuciłam kołdrę na bok. Poranny chłód w domu, jak ja tego uczucia nie lubię. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka i przeszły przeze mnie lekkie dreszcze. Wstałam i ruszyłam do krzesła, aby wziąć z niego bluzę. Ruszyłam w stronę drzwi, przecież jeszcze muszę obudzić Malika. Jeszcze spojrzałam przez ramię.
J: Boże, ten to dupy nigdy wcześnie nie ruszy...
Chwyciłam za zimną gałkę i lekko przekręciłam w prawo. Drewniana powłoka otworzyła się z cichym skrzypnięciem. Wyszłam z pokoju, zostawiając go otwartego. Ruszyłam korytarzem do przedostatniego pokoju po prawej. Gdy już stałam przed oddzielającymi korytarz i wnętrze pokoju drzwiami, delikatnie w nie zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział, więc cicho weszłam do pokoju. Na fotelu leżały ciuchy Malika. Podeszłam do łóżka i moim oczom ukazał się umięśniony tors Zayna. Na jego prawym obojczyku widniał tatuaż. Z tego co wiem to imię jego dziadka po arabsku, ale żeby nie było tego dziadka od strony jego ojca. Jego mama i mój tata są rodzeństwem. Stałam tak na nim i się gapiłam. Wyglądał słodko, jak mały bezbronny chłopczyk. Hmmmm, a w jaki sposób go mam obudzić? Tego jeszcze nie.....mam! Wskoczyłam na niego okrakiem, siedziałam na nim i go po prostu policzkowałam. Otworzył szybko oczy.
Zay: Co to kurwa miało być? - Zapytał zaskoczony.
J: Pobudka, nie widać?
Zay: Taaaa...właśnie widać. Myślałem, że mnie jakoś inaczej obudzisz, jakoś milej, ale jak widzę się myliłem.
J: Milej czyli jak? - Podniosłam jedna brew do góry.
Zay: Nie wiem...na przykład buziakiem w policzek albo po prostu podejdziesz i mnie będziesz szturchać, aż wstanę, ale policzkowanie...no weź przestań. - Zmarszczył brwi.
J: No weź przestań. - Sparodiowałam go.
Zay: Daria, przestań.
J: Daria przestań
Zay: Musisz to robić?
J: Musisz to robić?
Zay: Jestem chujowa ciotą!
J: Jesteś chujową ciotą! Hahahahahahahaha.
Zay: Teraz tego pożałujesz...
Zrzucił mnie na miejsce obok siebie. Znał mój słaby punkt, między innymi nienawidzę łaskotek. To jest najgorsze co może być. Zaczęłam się głośno śmiać, ale to nie był taki normalny śmiech tylko paniczny. Coraz bardziej brakowało mi tchu i ciężko zaciągałam się powietrzem.
J: Zayn...hahahahahah proszę...hahahaha przestań! - Udało mi się wydusić.
Zayn: A co z tego będę miał? - Uśmiechnął się szyderczo.
Oczy zachodziły mi łzami. Nie umiałam nabrać powietrza. Czułam się wtedy tak jak przed kilku laty, gdy mnie zostawili na środku tego cholernego jeziora. Zayn to zauważył i od razu przestał.
Zay: Boże, przepraszam Cię. Przepraszam...
Opadł z powrotem na swoje miejsce i schował twarz w dłonie. Po kilku sekundach znów na mnie spojrzał. Łzy spływały mi po twarzy, w jego oczach zobaczyłam smutek. Tak, nie przewidziałam się...widziałam smutek. Wyciągnął do mnie ręce i złapał mnie w talii. Przyciągnął mnie do siebie delikatnie i tak jakby chciał mnie ochronić przed tym wspomnieniem. Wtuliłam się w niego. Siedzieliśmy w ciszy, nikt z nas się nie odzywał.
Zay: Tak bardzo cię przepraszam za siebie i za niego. Przepraszam Cię. Wiesz, że Cię kochamy. On Cię też kocha. My obydwoje. Wybaczysz nam? - Popatrzył się na mnie smutno i z nadzieją.
Byłam rozdarta. Też ich kocham, mogę im wybaczyć, ale czy zapomnę? Może z biegiem czasu mi się to uda. Teraz nie wiedziałam co mam powiedzieć. Otworzyłam już usta, aby coś z siebie wydobyć, jakiś dźwięk, lecz to się nie udało. Myśli mi się kłębił. Podniosłam na niego wzrok...siedział zrezygnowany, choć jego uścisk był nadal opiekuńczy. Kolejny raz się pyta czy mu wybaczę. Nie. teraz się pyta czy IM wybaczę. Mam IM wybaczyć... Ale znowu jeśli tego nie zrobię, nie wybaczę sobie. Postanowiłam teraz kierować się sercem. Zostawię rozum na chwilę w spokoju.
J: Wybaczam wam, obydwóm. Też Was kocham.
Poczułam jego westchnienie ulgi. Kamień spadł mi z serca. Fakt, nie utrzymywałam z nimi kontaktu przez 2 lata. Zaynowi już wczoraj odpuściłam. Pocałował mnie czule w czoło i mocniej przytulił.
Zay: Jesteś kochana. - Powiedział w moje włosy.
J: Dzięki. - Wyrwałam się z jego objęć. - Dobra wstawajmy, bo już 7.00, a z Astem mamy na 9.00 do szkoły.
Zay: Ok.
....
Ciąg dalszy nastąpi...
Next , Next . ! ; )
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdzial ♥ http://jeedenkieruunek.blogspot.com/
~ Katy . ; *